logo

Hoarfrost – interview for the magazine Only Good Music

OnlyGoodMusic: Hoarfrost to w dosłownym znaczeniu szron. Skąd pomysł na taką nazwę?

Nazwa oddaje to, czego można spodziewać się po muzyce Hoarfrost. To obraz zastygłej żywej tkanki, lodowatego, odrealnionego krajobrazu. Spowity szronem pejzaż zamiera, ale pod zimną powłoką wciąż tętni życie. Taka ma być moja muzyka – niepokojąca, ale jednocześnie pełna emocji.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?

Muzyka towarzyszyła mi od wczesnych lat życia. Słuchałem wielu różnych gatunków. Szczególnie tego, co działo się w muzyce w końcu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Interesowałem się wszystkim od New wave, przez wszelkie ekstremalne gatunki, aż po utwory bardów, jak Kaczmarski czy Wysocki. Wreszcie postanowiłem sam spróbować coś zdziałać na tym polu. Początkowo grałem na gitarze w różnych zespołach od punkowych po metalowe. Potem była poezja śpiewana, aż wreszcie przyszedł czas na formę, jaką obecnie się zajmuję.

Tworzysz specyficzny rodzaj muzyki, niespotykany w rozgłośniach radiowych. Do kogo adresujesz swój przekaz?

Najprościej można powiedzieć – do wszystkich tych, którzy chcą go słuchać. Tu nie ma mowy o specjalnych grupach odbiorców. Można jednak przyjąć, że są to osoby, które szukają innych emocji, innej estetyki, niż ta kierowana do masowego odbiorcy. Słusznie zauważyłeś, że o tego typu muzykę ciężko w mediach – ale podobna sytuacja dotyczy wielu innych gatunków muzycznych. Kultura masowa nie dopuszcza czegoś innego niż wszechobecna papka. Wszystkie inne dźwięki są w mediach ignorowane. Nic więc dziwnego, że między innymi ambient jest zepchnięty na margines. Polska nie jest tu wyjątkiem, ale są przecież kraje, gdzie takie dźwięki przedzierają się na antenach komercyjnych stacji radiowych. Również utwory Hoarfrost pojawiły się we francuskim radiu.

Czym jest dla Ciebie możliwość tworzenia muzyki?

Granie sprawia mi, po prostu, przyjemność. To hobby, które mnie napędza. Tworzenie muzyki jest dla mnie pewnym rodzajem uzależnienia. Dziś trudno byłoby mi z tego zrezygnować, choć miewałem okresy nicnierobienia w sensie muzycznym. Muzyka to też świetna metoda na odreagowanie, na uzewnętrznienie emocji. Zawsze wracam do muzyki i będę grał, dopóki będę z tego czerpał satysfakcję.

Hoarfrost grywa koncerty. Jak wyglądają przygotowania do występu? Czy przekaz na żywo muzyki przysparza wielu trudności?

Podczas koncertów z reguły nie grywam utworów w takich wersjach, w jakich są na płytach. To raczej forma luźnych improwizacji na ich podstawie. Wszystko, oczywiście, w oparciu o formy, jakimi posługuję się w swojej muzyce. Najważniejszy podczas koncertów Hoarfrost jest obraz i wszystko podporządkowane jest wizualizacjom. To one są wyznacznikiem dla dźwięku. Koncerty to wizualny przekaz tego, co słuchacz znajdzie na płycie. To uzupełnienie materiału z płyty. Koncert pozbawiony wizualizacji, w przypadku Hoarfrost, nie miałby po prostu sensu.

Jakie są reakcje publiczności?

Ludzie, którzy przychodzą na koncerty dark ambientowe, są z reguły świadomi, czego mogą się spodziewać. Spotykałem się z reakcjami jak najbardziej pozytywnymi. Ludzie po koncercie przychodzili porozmawiać, kupić płyty, podzielić się uwagami. Pojawiają się również osoby przypadkowe, zaskoczone taką formą, które koncert kojarzą w sposób dość tradycyjny. Zdarzały się przypadki, że na moich koncertach pojawiali się ludzie, będący po raz pierwszy w tego typu imprezie, ale ich wrażenia również były pozytywne.

LAST MESSAGE… (UNKNOWN)” zarejestrowałeś podczas koncertu na żywo. Skąd pomysł na taki zabieg?

Dwukrotnie miałem okazję zagrać na koncertach organizowanych przez Chain Reaction Promotions w irlandzkim Oaks Studio w Enniskillen, należącym do Johna Moffata. Koncerty były nagrywane przez organizatorów, ale nie było to związane z planami wydawniczymi. Pomysł opublikowania tego materiału pojawił się jakiś czas później, podczas luźnej rozmowy ze Śmigłem i Morcinem z Chain Reaction Promotions, którzy uruchamiali wtedy własne wydawnictwo Exploratory Drillig Production. Dostałem propozycję wydania materiału i z niej skorzystałem. W ten sposób oba koncerty ukazały się nakładem tej wytwórni. Wersja audio pochodzi z koncertu z 2009 roku natomiast DVD z 2010.

Czy jesteś zadowolony z końcowego efektu?

Tak, jestem zadowolony z tej płyty. Czynnikiem decydującym było tu ostateczne brzmienie. John zrobił świetną robotę w studiu i płyta brzmi naprawdę dobrze. Oba koncerty w Oaks Studio uważam zresztą za bardzo udane i patrząc z perspektywy czasu, materiał warty był wydania. Samo studio to świetne miejsce na tego typu imprezy, z niesamowitym klimatem – nie jest to tylko moje zdanie. Podobnie wypowiadali się inni muzycy, którzy mieli okazję tam zagrać. Dla mnie ta płyta jest ważna również z innych powodów. To pierwsze wydawnictwo Hoarfrost, do którego sam zaprojektowałem okładkę, do tego pierwsze wydane w sposób niekonwencjonalny. Na okładce po raz kolejny pojawiły się fotografie znakomitej artystki Amelii, z którą współpracuję już od jakiegoś czasu, a którą uważam za dobrego ducha Hoarfrost. Jej prace doskonale oddają to, co staram się przekazać swoją muzyką.

Pozostańmy przy najmowym wydawnictwie. „Przemysł to piąty żywioł” – skąd pomysł na taką koncepcję albumu?

Koncepcja wynika bezpośrednio z tematyki, którą porusza Hoarfrost, a która jest również przedmiotem mojego zainteresowania. Żyjemy w świecie, gdzie wciąż mają miejsce mniejsze lub większe „apokalipsy”. Człowiek tworzy – człowiek niszczy – to nasza natura. Dziś przy rozwoju technologicznym coraz potężniejsze siły napędzają nasz industrialny świat. Siły, nad którymi coraz trudniej jest nam zapanować – podobnie, jak nad żywiołami. Jak zapewne zauważyłeś, na okładce płyty są wypisane miejsca katastrof przemysłowych z ostatnich lat – nie musieliśmy czekać zbyt długo na kolejną. Dziś świat patrzy na to, co dzieje się w Japonii. A co przyniesie jutro? Oczywiście w ostatnim przypadku przyczyną nie była sama technologia lub błąd człowieka, tym razem to siły natury obróciły nasze technologie przeciwko nam. Żyjąc w industrialnym świecie – ten temat jest jak najbardziej aktualny i zawsze pozostanie na czasie.

Aktywnie współpracujesz z innymi projektami. Jak wyglądają prace nad takim albumem? Czy końcowy efekt to artystyczny kompromis muzycznych osobowości?

Współpraca zawsze polega na jakiejś formie kompromisu. W przypadku Hoarfrost współpraca zawsze była też bardzo twórcza. Świetnie dogadywałem się z muzykami, z którymi współpracowałem. Wspólne tworzenie to wartościowe doświadczenie. Każdy ma swoje podejście, wnosi coś od siebie i razem z tych wizji powstaje płyta. Tak powstał choćby album „Decline” – nagrany z projektem Inner Vision Laboratory. Cały proces odbywał się wyłącznie poprzez internet, począwszy od ustalenia teoretycznego zarysu albumu, aż po sam proces tworzenia.

Z kim chciałbyś nagrać wspólny album?

Jest wiele znakomitych projektów, zespołów, z którymi współpraca byłaby czymś wyjątkowym. Nie chcę tu wymieniać ich nazw, bo byłoby ich zbyt wiele i to z różnych gatunków muzycznych. Jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć do tej pory. Miałem szczęście współpracować ze znakomitymi muzykami. Każdy z tych projektów jest na swój sposób wyjątkowy i każdą współpracę, czy to z Inner Vision Laboratory, czy Multipoint Injector, wspominam bardzo miło. Nie jest wykluczone, że w przyszłości również powstanie jakieś wydawnictwo, będące efektem współpracy z innymi twórcami.

Jakie są plany Hoarfrost na ten rok?

W tej chwili pracuję nad kolejnym pełnowymiarowym materiałem, który (mam nadzieję) ukaże się jeszcze w tym roku w moim macierzystym labelu Zoharum. To w tej chwili jest dla mnie sprawą priorytetową. W najbliższym czasie powinny pojawić się też wydawnictwa z remiksami, w których brałem udział. W kolejce na wydanie czeka również split z Multipoint Injector, który zrobiliśmy niedawno temu. Trochę tych planów jest – a zapewne kolejne będą pojawiać się z czasem.

March 2011

<<< back to the interview